W ramach cyklu „Piszemy dla Was” postanowiłam podzielić się osobistym doświadczeniem związanym z pandemią.

Oczywiście, na jej początku, jak każdy więc i ja, zareagowałam lękiem przed nieznaną siłą, która paraliżuje świat i burzy jakiś znany porządek. Zanim ogłoszono ją w naszym kraju chorowałam, jak nigdy dotąd. Nie miałam testów, bo ich w Polsce wówczas nie robiono. Miałam jednak poczucie ogromnego zagrożenia i paraliżującego strachu o swoje zdrowie, a nawet o to, czy przeżyję tę chorobę. Chorowanie i rekonwalescencja trwały ponad dwa miesiące. Pierwszy raz w karierze zawodowej tyle czasu spędziłam bez pracy. Było to dziwne…

Na jesieni, podczas drugiej fali, głównie pracowałam zdalnie, w związku z czym nie chodziłam do pracy (szpitala), do której od 22 lat pokornie dreptałam. Właściwie, nie wyobrażałam sobie, że można nie dreptać 🙂 Czułam się tak mocno związana z miejscem, które współtworzyłam, że w ogóle nie brałam pod uwagę opcji, że mogłabym tam nie pracować. Mimo, że od długiego czasu przeżywałam duży, coraz większy dyskomfort pracy mierząc się z poczuciem niedocenienia mojej wiedzy, doświadczenia i umiejętności. To rzeczywistość, z którą boryka się wielu psychologów i psychoterapeutów w naszym kraju. Ale nie o tym teraz.

I oto zdarza się cud, „cud pandemiczny” – zostaje mi podarowany absolutnie szczególny czas możliwości dystansowania się do skostniałych, utartych schematów zawodowych. Czas refleksji. Czas… Odkrywam, że mogę żyć bez „mojego szpitala”. Zaskoczenie i niedowierzanie! Przecież myślałam, że zastanie mnie tam emerytura. Że za późno na zmiany. Ale w środku krzyczy niesłyszany dotychczas głos: nie możesz tam wrócić! To będzie pogwałceniem twoich potrzeb! Już nie możesz udawać przed samą sobą, że się tam odnajdziesz! I przychodzi spokój i jasność. Już wiem, że nadszedł czas na radykalne zmiany. Ja, niejednokrotnie niepewna, a na pewno zachowawcza, mocno zastanawiająca się nad decyzjami życiowymi, ostrożna. Ja postanawiam zrezygnować z pracy w szpitalu i stworzyć swoje miejsce, według zasad i norm etycznych, bezpieczne i komfortowe dla pacjentów, ale także wypełnione szacunkiem i uznaniem dla ciężkiej i odpowiedzialnej pracy moich koleżanek i kolegów po fachu.

Dziś, w przededniu otwarcia tego miejsca wiem, że ta zmiana możliwa była dzięki pandemii i czasowi, który ona mi podarowała. Dzięki temu właśnie zdobyłam się na odwagę, uwolniłam energię czającą się we mnie od jakiegoś czasu i w sposób szczególny usłyszałam słowa Irvina Yaloma skierowane do pacjentki : „ Właśnie teraz, Ginny, idziesz przez życie i nie możesz go odłożyć na później”.

Dlaczego o tym piszę? Bo wierzę, że w każdym z nas jest potrzeba zmian, czasem większa, czasem mniejsza, czasem zupełnie nieświadoma, a innym razem dość wyraźna, ale z pewnych powodów powstrzymywana. Za to wszystkim nam przypadła w udziale pandemia. I, rzecz jasna, trudno twierdzić, dobrze się stało. Ponieśliśmy i będziemy ponosić wiele negatywnych konsekwencji tego zjawiska. Ale może jednak, skoro już się to dzieje i nie możemy odwrócić tego faktu, poszukajmy w tym doświadczeniu informacji dla siebie, może wskazówek, a może ważnych pytań, których dotychczas nie mieliśmy odwagi zadać, a warto byłoby. Bo może znalezione odpowiedzi poprowadzą nas do nowej jakości życia.

Właśnie teraz, Ania!

Autorka : Anna Zwolińska