Z czym się mierzą trzeźwiejący uzależnieni w pandemii?

Dziś, po ponad roku od początku pandemii, można powiedzieć, że zdrowiejący uzależnieni już sobie radzą, ponieważ dostosowali swoje sposoby zaradcze do zmienionej sytuacji życiowej. Zmieniona była dla całego świata, nie dla wybranej grupy. Do kogo można było zwracać się o pomoc, kiedy każdy był w jakimś sensie potrzebującym i zagubionym w trudnej i nowej sytuacji? To była zupełnie wyjątkowa sytuacją, wypełniona chaosem, niepewnością i lękiem.

Gdy zaczynam zastanawiać się nad tym, stają mi przed oczami twarze moich pacjentów, z którymi pracowałam dość długo i którzy byli w kontakcie ze mną także w tamtym momencie.

Początek pandemii, odzywa się do mnie Mariusz, rozmawiamy przez telefon. Słyszę przerażenie w jego głosie, boi się o siebie, ale jeszcze bardziej o swoich bliskich, szczególnie o żonę, która ma kłopoty z płucami. Nikt nie zna mechanizmów nowej choroby, ludzie desperacko szukają odpowiedzi na pytanie, jak działa to, co nas wszystkich spotkało. Większość przeżywa lęk. Mariusz mówi o pogarszającym się z dnia na dzień nastroju. Stracił grunt pod nogami, czuje się niepewnie. To, co przez lata zostało przez niego zbudowane wali się – tak to odczuwa. Patrząc realnie na jego sytuację można powiedzieć, że nie zdarzyło się nic więcej, niż pandemia… W jego świecie poza tym nic się nie zmieniło, i zmieniło się wszystko. Bo zmienił się nastrój, pojawiła się depresja, której efektem, zanim trafił do lekarza, była całkowita zmiana postrzegania świata, siebie, swojego wpływu na sytuację, poczucia sprawstwa. Brak poczucia bezpieczeństwa i beznadzieja. To sprawiło, że u Mariusza pojawiły się myśli rezygnacyjne, a potem samobójcze. Wszystko to stało się w ciągu kilku tygodni od ogłoszenia lockdownu. W wyniku naszej rozmowy Mariusz trafił do lekarza psychiatry, zaczął przyjmować leki, cały czas korzystał z Grupy Wsparcia, której formuła zmieniła się na zdalną, ale nie została przerwana. Jedno ze spotkań było poświęcone Mariuszowi: dostał zrozumienie, wsparcie, zobaczył, że nie jest odosobniony w swoich reakcjach, poczuł się bezpiecznie na miarę możliwości w tamtym czasie. Wystarczyło.

Analizując sytuację Mariusza należy podkreślić, że w jego historii nie uruchomiły się typowe, najbardziej oczywiste, przejawy mechanizmów uzależnienia: nie zwątpił w swoje uzależnienie, nie zaprzeczał jemu, nie myślał o piciu i braniu jako o leku czy sposobie zaradczym, wiedział, że jeśli złamie abstynencję, to poniesie konsekwencje, których nie chce. Natomiast wystąpiły myśli typu: „ nie poradzę sobie, to mnie przerasta, nie ma nadziei, wszystko wymknęło się spod kontroli”, których intensywność i irracjonalność na pewno były wynikiem mechanizmów choroby. One z kolei wywołały opisywany wyżej stan emocjonalny.

Inna historia, Marka. Kilka lat pracy nad sobą, stabilna abstynencja, wzorowy trzeźwiejący alkoholik. Zaangażowany we wspólnotę AA, poukładane życie zawodowe, rodzinne, szczęśliwy człowiek wyposażony w umiejętności dbania o siebie – w trudnych sytuacjach także. I zaczyna się pandemia. Zamykają mitingi, Marek nie ma innej możliwości uzyskania wsparcia. Początkowo radzi sobie dobrze, ma kolegów ze wspólnoty, z którymi kontaktuje się systematycznie. Są dla siebie ratunkiem, ale przecież każdy jest w tej samej sytuacji, każdego

dotyka pandemia. Nie ma wybrańców. U Marka kłopoty zaczynają się w obszarze zawodowym. Pracuje w branży, która w związku z covidem też jest zamykana. Traci pracę. Nie wie na jak długo. Nie jest bez środków do życia, ale zaczyna brakować pieniędzy na pokrycie zobowiązań. Narasta stres, bo coraz więcej jest lęku o przyszłość. Marek zaczyna się gubić, ma realne poczucie, że traci bezpieczny grunt pod nogami. Bo traci. To nie jest iluzja. Trwa to kilka miesięcy. Coraz większa rezygnacja, brak pomysłu na rozwiązanie patowej sytuacji. W końcu przychodzi myśl: „ już mi wszystko jedno, nie mam siły dłużej walczyć”. Bo dla Marka to była walka o przetrwanie… Podejmuje decyzję o złamaniu abstynencji, nie łudzi się, że będzie to kontrolowane i bezkarne, choć nie wie, jakie dokładnie będzie. Jeszcze nie wie, że kolejne trzy tygodnie, będą koszmarem, który będzie mu się śnił po nocach… A tak się staje. Jak wygląda to picie, to pewnie każdy, kto był w takiej sytuacji, wie. Najdelikatniej mówiąc, najczęściej jest gorsze niż ostatnie. Po kilku tygodniach Marek prosi kolegów ze wspólnoty o pomoc, trafia na detoks. Stamtąd dzwoni do mnie, dość szybko ponownie trafia do Oddziału Leczenia Uzależnień, w którym był kilka lat temu. Tego pacjenta nie trzeba motywować do utrzymywania abstynencji. Miał wiele korzyści z jej utrzymywania, nie wątpi, że warto do tego wrócić. Pracujemy nad zrozumieniem mechanizmów powrotu do picia, nad decyzjami podjętymi przez Marka. Pojawia się pytanie: co zawiodło? Ostatecznie Marek dochodzi do wniosku, że była to myśl, że może poradzić sobie sam (przejaw mechanizmu iluzji i zaprzeczania, dumy i kontroli). Taką myśl miał i był wobec niej bezkrytyczny. Potem pojawiły się emocje, z którymi coraz trudniej było mu radzić sobie samemu. Co było potem, już wiecie. Ale, na szczęście, to nie koniec historii. Koniec jest taki: Marek wraca na stare tory, wyposażony w nowe, bezcenne doświadczenie. I w pokorę.

Co wynika z tej opowieści? Przesłanie dla was, czytających. Sytuacja kryzysu przewlekłego najczęściej trafia w czułe punkty: to, co wcześniej było niewystarczające, teraz znowu może zawieść.

Dwie różne historie, obydwie z dobrym zakończeniem, choć okraszone bólem i cierpieniem. Chcę podkreślić wartość i właściwe zrozumienie „dobrego zakończenia”. Ono ma miejsce wtedy, kiedy ktoś prosi o pomoc i z niej korzysta, bez względu na przebieg sytuacji i koszty poniesione w międzyczasie. U opisanych panów uruchomiły się w pewnym stopniu mechanizmy uzależnienia. To normalna reakcja. Czy byli na to przygotowani? Na pewno wiedzieli, że to są sytuacje niebezpieczne, w których trzeba szczególnie uważać. Niejedną mieli za sobą, ale raczej nieporównywalną, bo skala problemu i jego nieprzewidywalność były i nadal są wyjątkowe. To właśnie uczyniło to konkretne doświadczenie szczególnym. Przeszli przez nie, mądrzejsi i bogatsi w umiejętności. Nadal trzeźwi.

Potwierdziła się tym samym pewna stara prawda: miarą jakości trzeźwienia jest to jak sobie radzisz z problemami.

Autorka : Anna Zwolińska

Historie wykorzystane w tekście przytoczone za zgodą pacjentów X i Y, jak powiedzieli – ku przestrodze!